Od kiedy Góry Olbrzymie wyrosły wysoko ponad horyzont, między zamglonymi szczytami zamieszkały cztery prastare Bestie żywiołów. Bestie te są przez Jelarzy otoczone silnym kultem. Kultem, który narodził się ze strachu przed niszczycielską siłą tych nieobliczalnych górskich zjaw. Jedną z nich jest Zapłoniec. Potężny kolos władający ogniem, który pała nienawiścią straszliwą do mieszkańców Kotliny i wszelkich przejawów ich obecności w wysokich górach. Jest stworem nieobliczalnym, pełnym furii i złości, któremu obce jest uczucie litości. 

Na powierzchnię wyłania się tylko raz w całym księżycowym cyklu, w momencie, gdy ten w pełni zawisa nad skalnymi grzbietami. Bestia przemierza wtedy karkonoskie zbocza w poszukiwaniu piechurów, którzy nie znaleźli na czas odpowiedniego schronienia lub zanadto oddalili się od ochronnej bariery wyznaczonej przez otyczkowane szlaki. Gdy natrafi on podczas swojej nocnej tułaczki na taką zagubioną duszę, bez cienia zastanowienia, roznieca w jednej ze swych potężnych dłoni wielki płomień, którym “częstuje” nieszczęsnego wędrowca. Po takim gorącym “posiłku” nie zostaje z niego nic, poza garstką popiołu, którą wiatr rozdmucha na cztery strony świata. 

Jednak nie tylko podróżnicy, którzy zbłądzili w ciemnościach muszą obawiać się bezlitosnego żywiołaka. Spotkania z nim są również niebezpieczne dla schronisk górskich. Wiedząc o tym, podczas każdej pełni, Sudetnicy opiekujący się górskimi schronami wystawiają przed drzwi ofiarę dla Bestii złożoną z muflonów i krwi domowego bydła. Następnie, całą noc uczestniczą w rytuale pokory, którym próbują ubłagać Zapłońca, by ten, przyjął dary i uchował budynek przed wybuchem swej ognistej złości. Historia jednak zna wiele przypadków, w których górskie chaty ucierpiały w wyniku ataku rozszalałej Bestii. W latach dawnych, często zdarzało się, że Jelarze zapominali o wędrówce olbrzyma i zamiast ukoić jego nerwy, urządzali uczty i swawole pełne obżarstwa i pijaństwa, których hałas roznosił się wzdłuż i wszerz karkonoskich szczytów. W ferworze zabawy zapominali oni o szacunku dla kolosa, odpowiedniej ofierze i rytuałach, które wygasić zło w zjawie za zadanie miały. Tak nieodpowiedzialne i nieznające umiaru zachowanie niemal zawsze kończyło się tragicznie – atakiem rozwścieczonego monstrum. Ten, by skutecznie uciszyć rozhulaną gawiedź, zalewał cały przybytek potężną falą żywego ognia. Skala zniszczeń związana z tą brutalną lekcją pokory ujawniała się dopiero wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Niestety, niejednokrotnie to, co zastawał poranek w miejscach, gdzie niegdyś królowały okazałe budowle, objawiało przejmujący obraz zgliszczy i osmolonego truchła.

Bestia i opis pochodzą z Bestiariusza Jeleniogórskiego Tom II.